Przed RPP: nic do zmiany, choć złoty solą w oku
Od strony sytuacji gospodarczej RPP nie ma powodu istotnie zmieniać tonu komunikatu. Pozytywne sygnały z gospodarki – lepsze wyniki grudniowej sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej oraz zaskakujący wzrost produkcji budowlano-montażowej – będą równoważone obawami o rozwój pandemii w Europie i przedłużaniem restrykcji, które negatywnie wpływają na aktywność gospodarcza w kraju i na kontynencie. Nie spodziewamy się, aby silny spadek CPI w grudniu (2,4 proc. r/r, poprz. 3 proc.) wywołał nacisk gołębich członków RPP na obniżki stóp procentowych, biorąc pod uwagę wciąż wysoki poziom inflacji bazowej (3,7 proc.) oraz przejściowo niską inflację usług (restrykcje).
W styczniu prezes NBP Adam Glapiński powiedział, że bank centralny ma „dużą przestrzeń” do obniżek stóp procentowych i możliwe jest cięcie poniżej zera, ale obniżka nastąpi tylko przy radykalnym pogorszeniu się sytuacji gospodarczej. W bazowym scenariuszu prezes przewiduje utrzymanie stóp procentowych na obecnym poziomie przez najbliższe dwa lata. Oczekujemy, że komunikat potwierdzi to nastawienie. Zakładamy, że stopy procentowe powinny pozostać stabilne przez wiele miesięcy z pierwszą podwyżką dopiero w drugiej połowie 2022 r.
Spodziewamy się powtórzenia, że NBP jest gotowy dokonywać interwencji na rynku walutowym "w celu wzmocnienia oddziaływania poluzowania polityki pieniężnej na gospodarkę". Interesującym będzie, czy ostatnie przyspieszenie aprecjacji złotego skłoni NBP do bardziej zdecydowanych działań? Interwencje nie są w gestii RPP, więc sam komunikat raczej nic w tym kontekście nie wniesie, choć zapewne NBP będzie się przyglądał, czy gołębi wydźwięk komunikatu zatrzyma aprecjację PLN. Jeśli nie, to będzie to wyglądać, jakby inwestorzy w pokerowym stylu sprawdzali rękę NBP. Bank centralny może „zagrać” kolejną sprzedażą złotego, ale musi pamiętać, że na przeciw siebie ma silnego przeciwnika. Warto zwrócić uwagę, że dziś w regionie oprócz PLN silnie zyskują RUB, ZAR, a szerzej w segmencie rynków wschodzących rosną BRL i MXN. W efekcie nie mamy do czynienia z popytem nakierowanym tylko na złotego, ale generalnym napływem kapitału na emerging markets. Próba zatrzymania tej fali może kosztować NBP za wiele. Bardziej prawdopodobnym jest, że rynek otrzyma kolejne ostrzeżenie w nagraniu prezesa Glapińskiego w piątek, kiedy będzie odpowiadał na pytania dziennikarzy. Jakkolwiek interwencje walutowe nie są do wykluczenia, wydaje się mało realne, aby bank centralny był w stanie odwrócić trend.