Dwa odczyty inflacji, dwie odmienne reakcje
Wychodzi na to, że moje wczorajsze uwagi o przesadzonej panice związane z inflacją okazały się słuszne. Wyższy od oczekiwań odczyt kwietniowej inflacji PPI (6,2 proc. r/r, prog. 5,8 proc., poprz. 4,2 proc.) powinien podsycać obawy o niebezpieczne przyspieszanie inflacji, wszak wyższe ceny producentów dziś oznaczają przerzucanie koszów na ceny dla konsumentów jutro. Tymczasem wczoraj ani dolar nie zyskiwał bardziej, ani nie widzieliśmy wzrostów rentowności obligacji skarbowych USA, a na Wall Street przyszło solidne odbicie po trzech dniach spadków. Gdzie się podział cały strach związany ze zwrotem w polityce Fed, wyższymi stopami procentowymi i zduszeniem ożywienia? A może przestrzelenie prognoz było za małe? Rynek popadł w pułapkę własnych wygórowanych oczekiwań oraz strachu, że choćby się chciało zachować racjonalną interpretację danych, trzeba się poddawać dyktatowi większości, niezależnie jak szalone wydają się wnioski. Jeśli wszyscy sprzedają, ja też muszę. Jeśli wszyscy chcą podkupować dołki, ja też powinienem. Ciągłe kwestionowanie zasadności hossy pogłębia wątpliwości inwestorów za każdym razem, kiedy ogłaszane są nowe rekordy. W takim klimacie łatwiej o wywoływanie korekt pod często luźno zaczepionym o fakty pretekstem. Na szczęście nie ma to wpływu na średnioterminowe trendy. Ożywienie postępuje, inflacja będzie rosnąć przez kilka miesięcy, ale Fed nie zamierza ugiąć się pod presją otoczenia i do pierwszej podwyżki stóp procentowych jest jeszcze daleko. Rynek akcji wciąż może pójść wyżej, USD powinien być słabszy i to niezależnie od wzrostu rentowności obligacji.
Dziś kolejny test z interpretacji danych z USA. Sprzedaż detaliczna już nie powtórzy silnego skoku z poprzedniego miesiąca wywołanego realizacją czeków stymulacyjnych, ale efekt może się utrzymywać jeszcze przez kilka miesięcy, zanim skutki wcześnie zrealizowanych zakupów odbiją się negatywnie na sprzedaży w drugiej części roku. Obecnie jednak wyższa sprzedaż będzie podsycać obawy o wysoką inflację. W tym samym kontekście będą dziś także analizowane oczekiwania inflacyjne w raporcie Uniwersytetu Michigan.
Dziś także ważne dane z Polski. GUS poda szybki szacunek PKB za I kw. oraz szczegóły kwietniowej inflacji CPI. Dane powinny wskazać na silniejsze odbicie wzrostu w ujęciu kwartalnym (prog. 1,1 proc.), niż w dobie trzeciej fali pandemii można było przypuszczać. Gospodarka coraz mniej cierpi z powodu restrykcji i ma wyższy punkt startowy dla postpandemicznego przyspieszenia. To prawdopodobnie będzie kolejny czynnik za przyspieszeniem inflacji, która w kwietniu na 4,3 proc. r/r już wyraźnie wyszła poza granice celu NBP. Dla niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej to wystarczający powód dla dyskusji o podwyżce stóp procentowych. Wczoraj Jerzy Żyżyński i Eugeniusz Gatnar niezależnie stwierdzili, że sygnalna podwyżka o 10-15 pb pozwoliłaby zakotwiczyć oczekiwania inflacyjne. Gatnar chciałby takiej podwyżki już w czerwcu. Nie sądzę, aby te komentarze cokolwiek zmieniały w ocenie nastawienia NBP. Z wypowiedzi członków RPP nie wynika, aby chcieli rozpoczynać cykl podwyżek, co w mojej ocenie odbiera podwyżce jakąkolwiek moc wpłynięcia na oczekiwania inflacyjne. Poza tym większość w Radzie, z prezesem NBP Adamem Glapińskim na czele, nie widzi zagrożenia z utrzymania się wysokiej inflacji i opowiada się za utrzymaniem stabilnych stóp procentowych do połowy 2022 r. Mimo to nie powstrzyma to uczestników rynku przed budowaniem oczekiwań wcześniejszego ruchu RPP, co może wspierać umocnienie złotego i pchnąć EUR/PLN pod 4,50.