Termin przesunięty na 1 sierpnia

Początkowo stawki celne zapowiedziane w kwietniu zostały ustalone na poziomie 10 proc. i miały obowiązywać do 9 lipca. Ten czas miał być przeznaczony na zawieranie umów handlowych z poszczególnymi krajami. Dotychczas jednak udało się wypracować jedynie wstępne porozumienia z Chinami, Wielką Brytanią i Wietnamem. Z powodu braku postępów Trump zdecydował się na wydłużenie obowiązywania niższych stawek do pierwszego sierpnia. Nie wiadomo jednak, czy ten nowy termin będzie ostateczny. Sekretarz skarbu Bessent już kilkukrotnie sugerował, że realnym punktem odniesienia może być także pierwszy września.
Równolegle do decyzji o przesunięciu terminu Trump wysłał oficjalne listy do wybranych krajów, w których poinformował o nowych stawkach taryfowych mających obowiązywać od pierwszego sierpnia. Stawki te różnią się w zależności od kraju i mieszczą się w przedziale od dwudziestu pięciu do czterdziestu procent. W dużej mierze są zgodne z poziomami przedstawionymi w kwietniu, które zostały tymczasowo zawieszone. Taryfy obejmują jedynie te towary, które nie są już objęte odrębnymi stawkami sektorowymi. Przykładowo samochody i części samochodowe już teraz podlegają opłacie celnej w wysokości dwudziestu pięciu procent, natomiast stal i aluminium obłożone są cłem pięćdziesięcioprocentowym. Produkty z branży farmaceutycznej oraz półprzewodniki nie zostały jeszcze objęte dodatkowymi taryfami, ponieważ wciąż trwają analizy prowadzone przez Departament Handlu.
Zaskakujące jest to, że nowe stawki obejmują także Japonię i Koreę Południową, czyli dwóch kluczowych sojuszników USA w Azji. Pojawia się pytanie, czy strategia Trumpa zmierza do budowy wspólnego frontu wobec Chin, czy też do wymuszenia uległości wobec interesów gospodarczych Stanów Zjednoczonych, niezależnie od układów politycznych. Sytuacja ta pokazuje, że nawet bliskie relacje strategiczne nie chronią przed bezpośrednim wpływem polityki handlowej prowadzonej w duchu konfrontacyjnym.
Wzrost taryf wpisuje się w szerszą strategię redefiniowania globalnych zasad handlu. Świadczy o tym nie tylko skokowy wzrost średnich stawek celnych, lecz także coraz silniejsze akcentowanie bilateralnych relacji gospodarczych. Stany Zjednoczone odchodzą od dotychczasowego modelu współpracy wielostronnej i coraz częściej traktują handel jako instrument polityki siły. Strategia ta podporządkowuje relacje handlowe interesom narodowym i prowadzi do rosnącej fragmentaryzacji globalnych łańcuchów dostaw.
Jeśli chodzi o Unię Europejską media donoszą, że USA rozważają ofertę podstawowej stawki celnej w wysokości dziesięciu procent, ale z istotnymi wyjątkami dla wrażliwych sektorów. Wśród nich wymienia się przemysł lotniczy oraz alkohole wysokoprocentowe. Nadal nie wiadomo, jaki los spotka sektor motoryzacyjny i farmaceutyczny, które mają kluczowe znaczenie dla europejskiego eksportu. W przypadku produktów farmaceutycznych nadal trwają dochodzenia prowadzone przez Departament Handlu. Ich wyniki mogą doprowadzić do nałożenia dodatkowych taryf. Warto przypomnieć, że samochody importowane do USA już teraz podlegają odrębnej stawce celnej wynoszącej dwadzieścia pięć procent.
Dla Unii Europejskiej najbardziej korzystnym rozwiązaniem byłoby zawarcie porozumienia ramowego na wzór tego, które podpisano z Wielką Brytanią. Nawet w takim scenariuszu konieczne będzie jednak ustalenie wielu szczegółów technicznych, co może prowadzić do spięć i opóźnień. Proces ten może okazać się długotrwały i podatny na zakłócenia polityczne.
Cała strategia Trumpa opiera się na stopniowym przyzwyczajaniu rynków do nowego modelu globalnego handlu. Kiedy rynki reagują nerwowo, prezydent wycofuje się lub tymczasowo łagodzi ton. Gdy napięcie opada, powraca do wcześniejszych propozycji w zmodyfikowanej formie. Takie podejście ma na celu oswajanie inwestorów z nowymi regułami gry, według których światowy handel przestaje być oparty na regułach liberalnych i coraz częściej staje się narzędziem politycznego nacisku oraz strategicznego planowania. Stany Zjednoczone, jako dominująca potęga gospodarcza, coraz wyraźniej wykorzystują swoją pozycję do tego, by przekształcać globalne zasady wymiany handlowej zgodnie z własnym interesem, marginalizując dotychczasowe mechanizmy oparte na współpracy międzynarodowej.