Jednorazowy ruch o 25 punktów bazowych nie zdejmie jednak ciężaru z Fed. Trump nie godzi się na istnienie niezależnych urzędów w ramach administracji federalnej i dąży do podporządkowania banku centralnego własnej strategii. Najważniejszą dźwignią są tu kadry. Do Rady Gubernatorów nominował swego zaufanego doradcę Stephena Mirana, obecnego szefa Rady Doradców Ekonomicznych. Miran miałby dokończyć kadencję Adriany Kugler do 31 stycznia 2026 r. Co nietypowe, nie planuje rezygnacji z funkcji w Białym Domu – zapowiada jedynie kilkumiesięczny urlop – co samo w sobie poddaje w wątpliwość jego gotowość do obrony niezależności Fed. Komisja Senatu już go zarekomendowała; pełne zatwierdzenie może przyjść w samą porę, by głosował na najbliższym posiedzeniu.
Jeszcze dalej idzie próba odwołania Lisy Cook, której kadencja w Radzie trwa do 2038 r. Sąd Najwyższy szeroko rozumie co prawda prawo prezydenta do odwoływania kierownictwa agencji, ale uczynił wyjątek dla Fed jako „szczególnie ukształtowanej, quasi-prywatnej instytucji”. Członka Rady można odwołać tylko „z ważnej przyczyny”, zgodnie z ustawą o Rezerwie Federalnej. Wobec Cook taką przyczyną mają być rzekome nieścisłości w dawnych wnioskach kredytowych. Sąd okręgowy wstrzymał jednak odwołanie; Cook zachowuje miejsce i głos, a spór zapewne trafi do Sądu Najwyższego. Nie ma gwarancji, że ostateczny werdykt będzie po stronie banku centralnego, bo większość sędziów skłania się do doktryn wzmacniających władzę wykonawczą.
Polityczna presja na Fed nie jest zjawiskiem nowym. W przeszłości prezydencie USA Lyndon B. Johnson i Richard Nixon również próbowali wywierać wpływ – ten drugi przy użyciu wyjątkowo twardych metod – co współtworzyło zbyt łagodną politykę końca lat 60. i początku 70., a w konsekwencji „Wielką inflację” z dwucyfrowymi odczytami. Żaden z nich nie próbował jednak odwoływać gubernatorów. Pod tym względem obecne działania stanowią największe wyzwanie dla niezależności Fed od II wojny światowej. Co więcej, prezydenta wspiera minister finansów Bessent, ostro krytykując Fed w mediach, co podcina rynkowe nadzieje, że resort będzie hamować bardziej ryzykowne posunięcia.
Gdyby w najbliższych miesiącach udało się zastąpić Cook osobą z nominacji prezydenckiej, Biały Dom zyskałby kontrolę nad dwoma z siedmiu głosów w Radzie. Dodając gubernatorów Christophera Wallera i Michelle Bowman – powołanych w pierwszej kadencji Trumpa – można by zbudować większość. Krótkoterminowo wpływ personalnych roszad byłby ograniczony, bo Fed i tak wchodzi w cykl łagodzenia warunków monetarnych. Waller i Bowman, choć ostatnio głosowali za obniżką, nie opowiadają się jednak za tempem cięć, którego oczekuje prezydent.
Prawdziwym testem będzie rok 2026. Do końca lutego Rada – jak co pięć lat – musi potwierdzić na stanowiskach prezesów dwunastu banków regionalnych Rezerwy Federalnej. Zwykle to formalność, lecz „własna” większość mogłaby tym razem próbować wpłynąć na obsadę regionów. W tle pozostaje fakt, że przy zatwierdzaniu Austana Goolsbee na szefa oddziału w Chicago na początku 2023 r. Waller i Bowman wstrzymali się od głosu – rzadko spotykane w zazwyczaj konsensualnym procesie. Jeszcze większą dźwignię da koniec kadencji Jerome’a Powella jako przewodniczącego w maju 2026 r. Tradycja każe wówczas ustąpić także z funkcji zwykłego gubernatora, choć formalnie mógłby pozostać do początku 2028 r. Presja, by odszedł wcześniej, będzie ogromna, co otworzy drogę do kolejnej nominacji. W roli następcy wymienia się Wallera – poważnego bankiera centralnego – ale po doświadczeniach z Powellem prezydent może postawić przede wszystkim na lojalność i kandydata spoza obecnej Rady.
Historia uczy, że bank centralny podporządkowany polityce skłonny jest do krótkookresowego podbijania koniunktury kosztem długookresowej stabilności cen. W skrajnym przypadku grozi to ścieżką „turecką”, z inflacją na poziomie kilkudziesięciu procent rocznie. Dodatkowe ryzyka wynikają z możliwości wykorzystania ogromnego bilansu Fed do przejmowania z rynku trudno zbywalnych obligacji rządowych oraz z osłabienia rygorów nadzorczych – w tym obszarze uprawnienia banku centralnego są bardzo szerokie.
Rynki finansowe pozostają na razie zaskakująco spokojne. Rentowności długoterminowe wzrosły nieznacznie, a oczekiwania inflacyjne wciąż orbitują wokół celu 2 proc. w długim horyzoncie. Inwestorzy zdają się nie wierzyć, że prezydent ostatecznie przełamie niezależność Fed. To widać także w wycenach stóp: rynek zakłada poziom około 3 proc. na koniec 2026 r., podczas gdy Trump mówi już o 1 proc..
Związanie Fed z Białym Domem oznaczałoby jednak zmianę reżimu polityki pieniężnej. Ryzyko, że inflacja pozostanie zbyt wysoka przez długi czas, wyraźnie wzrosło. Jeśli ten sposób myślenia zacznie dominować na rynkach, prawdopobna jest korekta wycen: mocny ruch na rentownościach, zmienność kursów walut i przewartościowanie ryzykownych aktywów. Skala reakcji zależeć będzie od tego, czy scenariusz ograniczenia niezależności Fed stanie się w oczach inwestorów wariantem bazowym, a nie tylko politycznym szumem w tle.